środa, 30 października 2013
Jak się ma miłość własna do kreowania rzeczywistości? (odc 3)
Kochać siebie?
Jak się ma miłość własna do kreowania rzeczywistości?
Już piszę.
Jeśli pozwolicie zacznę od przykładu i na dodatek napiszę tekst w pierwszej osobie. Dzięki temu, czytając, będziecie przyswajali tekst jak swój własny ( i o to chodzi ). Gotowi?
... przypominam sobie sytuację z poprzedniego poniedziałku, gdy szefowa w pracy się pochorowała (ona wie kiedy, zawsze gdy jest najwięcej roboty), Anka przyszła wściekła bo się pokłóciła z synusiem od samego rana ( i to o bzdety)... ok 10 zadzwonił pan Jurek z dużą buzią, że papiery nie gotowe ( a co, to ja mam pilnować ich sekcji, a za co Adam bierze pensję)... a na dodatek gdy w łazience spojrzałam w lustro zobaczyłam, że włosy rozkręciły mi się zupełnie od tej wilgoci (wszak deszczowy październik), oczy podkrążone ( a kiedy mam czytać jak nie nocami) i aby mnie dobić, chyba "zimno" na wardze mi wyskoczyło. Jestem obrzydliwa , pomyślałam. Reszta dnia w pracy upłynęła równie beznadziejnie. Gdy wychodziłam siąpił deszcz, tłum na przystanku a ja do Markparku muszę... Poczłapałam na piechotę, zmarzłam, zmokłam, weszłam, biorę koszyk a jakieś babsko mi go wyrywa i mówi:
- Czemu mi Pani koszyk zabiera? Przecież wzięłam go pierwsza!.
- Oh, ty w życiu, jaka pierwsza! Ja byłam pierwsza... Ty wredoto...nie dość, że wyrywa to jeszcze się piekli, awantury tu urządza, ludziom pracować nie daje, jak się kasjerka pomyli to przez taką jej dzieci będą suchy chleb jadły...wrzeszczałam. Zwyczajnie, po prostu się wściekłam. Ta baba przepełniła mój kielich goryczy.
Co gorsze obserwowały mnie dwie sąsiadki z mojego bloku i już następnego dnia przed południem kto tylko chciał słuchać, wiedział, jaka paskuda ze mnie, jak napadłam na niewinną kobietę i z błotem ją zmieszałam.
O jejku, to trudno, jeśli była niewinna ale ja byłam wtedy wykończona i miałam prawo....
Opinie o mnie i sytuacji pojawiały się różne, jedni potępiali (mnie potępiali oczywiście), inni próbowali tłumaczyć ( tamtą kobietkę oczywiście) tworząc przeróżne niby - uzasadnienia...łącznie z prawie ewidentną zdradą mojego męża o której podobno wiedzą wszyscy a ja udaję, że niczego się nie domyślam ....
Można sobie wyobrazić do czego doprowadziła w ciągu dalszym ta sytuacja....konsekwencją (po 1,5 roku był rozwód i...ech...dno dna... :(
A jakże inaczej wyglądałoby moje życie gdybym bardziej siebie kochała, tym samym bardziej akceptowała?
Byłoby tak:
... przypominam sobie sytuację z poprzedniego poniedziałku, gdy szefowa w pracy się pochorowała (ona wie kiedy, zawsze gdy jest najwięcej roboty), Anka przyszła wściekła bo się pokłóciła z synusiem od samego rana ( i to o bzdety)... ok 10 zadzwonił pan Jurek z dużą buzią, że papiery nie gotowe ( a co, to ja mam pilnować ich sekcji, a za co Adam bierze pensję)... a na dodatek gdy w łazience spojrzałam w lustro zobaczyłam, że wcale nie potrzebnie straciłam rano tyle czasu na kręcenie włosów bo i w prościutkich bardzo mi ładnie, oczy tylko troszkę poprawię i podskoczę do apteki po maść na opryszczkę, cóż jesień idzie, nie ma na to rady ( o, właśnie, o Grotowskim coś cicho ?). Hm, miła i niebrzydka ze mnie kobietka :)
Reszta dnia w pracy upłynęła nijako, ani nie było kłopotów ani nadzwyczajnej radochy, pomijając chwilę gdy wdepnął do nas Waldek, a ten jak zwykle sypie dowcipami...aż czkawki ze śmiechu dostałam :). Gdy wychodziłam siąpił deszcz, tłum na przystanku a ja do MarkPolu muszę... Podreptałam sobie na piechotkę, czy to lato czy zima poruszać się trzeba... delikatne krople spływały mi po twarzy... było dość ciepławo i wokół unosił sięzapach wilgotnej jesieni...uwielbiam go ! Gdy weszłam do sklepu, biorę koszyk a jakaś kobietka mi go wyrywa i mówi:
- Czemu mi Pani koszyk zabiera? Przecież wzięłam go pierwsza!.
- Oh, przepraszam, przepraszam panią bardzo, tak się zamyśliłam i rozmarzyłam czując ten prześliczny zapach jesieni...
- Ma pani rację, dzięki temu deszczowi pięknie pachnie...proszę niech pani weźmie ten koszyk...tu obok mam już kolejny, proszę bardzo...
- Ślicznie pani dziękują, pani taka miła...
Ciąg dalszy tej sytuacji ? Przemiły wieczór w domu, następny weekend u przyjaciół, kolejne 24 lata w szczęśliwym małżeństwie i myślę, że tak będzie dalej.
Podsumowując,
jak się ma miłość własna do kreowania rzeczywistości?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz